Jak często słyszeliście, że jak będziemy musieli zwiększyć wydajność, to jakość na tym ucierpi? Jak często jedynym sposobem na zapewnienie satysfakcji klienta była coraz częstsza kontrola jakości i coraz więcej formularzy. A jak często wygrywa inna opcja: „ilość ponad wszystko”? Ile razy zdarzyło Wam się kiedyś usłyszeć od dostawcy, że na drugiej lub trzeciej zmianie nie było jakiegoś Pana Marka czy Pani Doroty, więc nikt nie sprawdził, co zostało wysłane. I co jest najgorsze? Najczęściej jest to efekt właśnie zwiększonych zamówień, czyli dostajemy niezgodne części wtedy, kiedy najbardziej potrzebujemy dobrych. A ile razy jako odpowiedź na reklamację stwierdziliście tylko, że „to błąd ludzki” albo „to pewnie produkty z nocki”. Cały przemysł to zna, czasem takie skwitowanie jest na poważnie, a czasem trochę dla żartu.
Jest jeszcze jeden mały „szczegół”: rozmawiamy o faktach czy o opiniach? Jak często słyszeliście komentarze od sprzedaży, szefa, marketingu czy kolegów z innych zmian, że klienci się skarżą na jakość produktów albo że system jakości jest nieskuteczny? Albo jak często słyszeliście, że nie produkujecie tyle, ile trzeba, a jedyne, co przyszło Wam do głowy, to powiedzieć, że macie za mało ludzi lub maszyny nienaprawione przez utrzymanie ruchu?
Mówimy o wyzwaniach znanych z wielu firm, bez względu na rozmiar czy pochodzenie kapitału. Możecie mieć najlepszy produkt, ale gdy nie potraficie dostosować dostępności produktu do rynku czy kosztów operacyjnych do ceny produktu, kłopoty są kwestią czasu… Często mówi się, że nie ma złotego leku na wszystko, są jednak złote zasady, stosowane przez wiodące przedsiębiorstwa, które przy zachowaniu skali każdy może zastosować.
Planowanie
Zacznijmy dokładnie planować to, co mamy do zrobienia. W pierwszej kolejności ustalmy, jeśli chcemy podnieść wydajność, na jakim jesteśmy poziomie. Moje doświadczenie jest takie, że niewłaściwe dobranie, niewłaściwe liczenie lub brak wskaźników opisujących proces jest przyczyną bardzo wielu problemów. Jednym z nich są niekończące się rozmowy i wymiany opinii, które są w porządku, ale rzadko prowadzą do rozwiązania problemu, szczególnie takiego o wysokim stopniu skomplikowania.
Ustalmy to, gdzie jesteśmy. Istnieją dziesiątki wskaźników, opisujących procesy na wiele sposobów, ale pierwsze, co musisz zrobić, to maksymalna, teoretyczna WYDAJNOŚĆ, czyli najprościej mówiąc – ile powinniśmy produkować w przeliczeniu na maszynę, zmianę, obszar dzień itd. Właśnie! Każda maszyna i każde gniazdo MUSI mieć zdefiniowany cel i musimy go monitorować. Tylko jak często? Na KAŻDEJ zmianie (szczególnie gdy jesteśmy na etapie podnoszenia wydajności). Nie potrzebujesz superoprogramowania ani aplikacji, które „myślą” za Ciebie czy Twoich ludzi. To, co jest Ci potrzebne, to tablica, marker i prawdziwe dane, na których będziecie pracować. No to konkretnie: musi być widoczny CEL, do jakiego dążymy, od najświętszego, czyli liczby produktów na zmianę, poprzez liczbę ZGODNYCH produktów na zmianę, a na wartości ZŁOMU na zmianę kończąc. Wszędzie tam, gdzie nie udało się spełnić celu, zbierz dane...