Jak to robimy w Porta, czyli nigdy więcej Belwederu

Z praktyki kierownika produkcji

To było z pięć lat temu. Była dość mroźna zima. Pracowałem w firmie z branży gastronomicznej i akurat mieliśmy zebranie pracowników z kadrą zarządzającą, z właścicielem firmy na czele. Tematów palących i do natychmiastowego przegadania było wiele, ale na tapecie nieustannie pojawiał się jeden: w lokalu na kuchni jest za zimno. Pracownicy nagminnie robili zdjęcia termometru, który wskazywał temperaturę ledwie kilku stopni na plusie, następnie wysyłali fotki do kierownika, ten z kolei do szefa, gdzie problem odbijał się od ściany. W końcu, właśnie podczas spotkania, ta kwestia wybrzmiała głośno i wyraźnie. Po raz kolejny. No to szef przyparty do mury w końcu odpowiedział: „Może to dlatego, że ciągle na tej kuchni stoicie i nic nie robicie? A jak wam zimno, to sobie herbatę zróbcie. Albo fryturę włączcie” – powiedział, a następnie wstał i wyszedł. Jakie były komentarze zszokowanych ludzi, możecie sobie tylko wyobrazić.
Skrajna patologia? To na pewno. Pewnie się zastanawiacie, czy ta firma wciąż działa? Owszem, działa. To marka będąca na rynku przez wiele lat. Na tyle silna i rozpoznawalna wśród klientów, że raczej szybko nie upadnie. Lecz proszę sobie wyobrazić, że przez kilka lat mojej pracy przez firmę przewinęło się kilkuset pracowników. Bliżej tysiąca niż pięciuset. Dużo? A gdybym napisał, że na co dzień firma zatrudnia około 30-40 pracowników? 
Dochodziło do takich absurdów, że na jednym ze stanowisk najbardziej doświadczonym pracownikiem był ten, który przepracował dwa miesiące. Ciągle napływających nowych ludzi szkolił gość, który miał „na koncie” osiem zmian lub, jak kto woli, dni w pracy. Firma do dziś cierpi na permanentny brak kadry. Właściwie jest zmuszona do brania ludzi z łapanki, kogo tylko się da. Zespół jest złożony z przypadkowych i niezbyt wykwalifikowanych pracowników, którymi zarządza wiecznie podenerwowana, bo poddawana nieustannej presji kadra kierownicza. Czy można pracować w ten sposób? Jasne, można. Pytanie tylko: po co? I jak się zapatrują na to ludzie, którzy zamiast tę firmę rozwijać, wciąż muszą łatać dziury? Czy zostaną w niej na dłużej? Czy będą się z nią utożsamiać? Wreszcie, czy polecą swojego pracodawcę innym osobom? 
Celowo podałem taki skrajny przykład, ponieważ – proszę mi wierzyć – na rynku jest mnóstwo firm, które w mniej lub bardziej jawny sposób lekceważą potrzeby większości swoich pracowników, skupiając się jedynie na garstce tych będących najwyżej w strukturze. A przecież siłą każdej firmy są ludzie, którzy ją tworzą. Wszyscy ludzie. I to najczęściej ci, którzy znajdują się nieco niżej w strukturze, najmocniej tworzą jej wizerunek. To właśnie oni są najlepszymi ambasadorami marki, nierzadko bowiem to oni mają najczęstszy kontakt z klientem. Oczywiście, masz prawo się ze mną nie zgodzić, ale zastanów się dobrze, zanim odpowiesz: Jakie zdanie mają o Twojej firmie koleżanki i koledzy z pracy? 
Twoi pracownicy? 

REKLAMA

​​

[1] Po pierwsze: dotrzymuj słowa

Jeśli by ktoś mnie zapytał, jakie jest kluczowe słowo w employer brandingu, to nie zastanawiałbym się specjalnie długo. To słowo to empatia. A nieco ponad rok, który właśnie mi „stuknął” w PORTA, tyl...

Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów

Co zyskasz, kupując prenumeratę?
  • 6 numerów czasopisma "Menedżer Produkcji"
  • Dostęp do wszystkich archiwalnych artykułów w wersji online
  • Dodatkowe dokumenty do pobrania i samodzielnej edycji
  • ...i wiele więcej!

Przypisy