Charlie Chaplin i fabryki przyszłości, czyli kontrola, która może motywować

CHECK (C)

Ostatnio jeden ze studentów, z którymi miałem zajęcia, zapytał mnie, jak przeprowadzać obserwacje w obszarze produkcyjnym w taki sposób, żeby były dobrze przyjęte. Bo przecież są osoby, które kiepsko znoszą bycie kontrolowanym, reagują emocjonalnie i zwyczajnie tego nie lubią. Inni z kolei zachowują się nienaturalnie. I jak sobie z tym poradzić? Mam na to kilka sprawdzonych sposobów, ale dodatkowo ta rozmowa skłoniła mnie do zastanowienia nad systemami kontroli – co powoduje, że kontrolowani tak niechętnie je przyjmują i jak to zrobić, żeby było inaczej? Zapraszam na wycieczkę przez katalog naszych obaw, ich genezę i rozważania, po co nam to wszystko. A droga przez nie będzie ciekawa.

Jedną z głównych obaw, które pojawiają się, kiedy rozmawiam o systemach kontroli, jest poczucie odczłowieczenia. Że „ja” przestanę być podmiotem, stanę się jedynie wskaźnikiem. Że zostanę tylko cyfrą w długim ciągu innych cyfr i tylko ta cyfra będzie się liczyć.
Tutaj też nie pomagają filmy prezentujące apokaliptyczne wersje przyszłości, gdzie po dniu morderczej pracy ekran na wyjściu udziela Ci feedbacku, pokazując, czy „zaliczyłeś” zmianę, czy nie. A gdzie miejsce na rozmowę z człowiekiem? Bo nawet jeśli nie przepadamy za nią dzisiaj, to perspektywa, że zostalibyśmy jej pozbawieni, staje się przerażająca.
W tym katalogu obaw jest również miejsce na zwykłą niepewność swoich umiejętności – czy jeśli ktoś się przyjrzy, to okaże się, że jestem tak dobry, jak mi się wydaje? Czy będę wystarczający, żeby sprostać? Czy będę mógł napić się wody albo wyjść do toalety wtedy, kiedy będę potrzebował?
Innym wariantem tego jest posądzenie o utratę zaufania – to ja sobie tu ręce tyle lat urabiam, znam się na tym jak mało kto, a teraz „oni” będą mnie kontrolować? A przecież „oni” nie mają pojęcia, co się „tutaj” dzieje, nie znają się na tym, co robię, nie wiedzą, jak mam ciężko, a chcą mnie oceniać?
Zresztą fakt bycia ocenianym budzi spore obawy sam w sobie – boimy się tego, że to „my” zostaniemy ocenieni, a nie wynik naszej pracy. 
Jest też strach przed nowym – to jest nowe, nie rozumiem tego, dotąd tak nie było, więc na pewno będzie gorzej. I znowu włączają się mechanizmy opisane powyżej.
No i w końcu obawa o to, że jeśli zacznę być dokładniej kontrolowany, będę musiał ciężej pracować. Że utracę część swojej wolności w miejscu pracy. Że nie będę mógł porozmawiać z kolegą/koleżanką, kiedy będę miał ochotę, czy chwilę odpocząć. 
Obawa o tyle słuszna, że to właśnie najczęściej leży u podstaw idei budowania systemów kontroli. 
Skąd się bierze to rozgraniczenie na „my” i „oni”. I dlaczego „my” mamy inne interesy niż „oni”. I dlaczego uważamy, że są rozbieżne?
Jak się dobrze nad tym zastanowić, wszystkie te obawy możemy podciągnąć pod strach przed tym, że orwellowski „Wielki Brat patrzy”. Większość z naszych strachów przed industrializacją pochodzi z jej początków. Nie zdajemy sobie z tego sprawy na co dzień, ale to, co pojawia się nam przed oczami, kiedy myślimy o przemyśle, standaryzacji i automatyzacji to kadry z czarno białych filmów z pierwszej połowy zeszłego wieku. Charlie Chaplin wciągany przez koła zębate...

Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów

Co zyskasz, kupując prenumeratę?
  • 6 numerów czasopisma "Menedżer Produkcji"
  • Dostęp do wszystkich archiwalnych artykułów w wersji online
  • Dodatkowe dokumenty do pobrania i samodzielnej edycji
  • ...i wiele więcej!

Przypisy