Poranek. Pewnie poniedziałkowy, bo szef jest w nie najlepszym humorze. Szefem jest Robert Bosch, założyciel imperium i wzoru przedsiębiorstwa w niemieckiej gospodarce. Na tyle znanym i poważanym, że pracowałem kiedyś w Niemczech przy ulicy imienia Roberta Boscha. Nie mylić z Hieronimusem Boschem, artystą z XVII w. uparcie malującym sceny, w których ludzie byli ćwiartowani, poddawani eksperymentom, na żywo wciągani do piekła bądź stawali się zadziwiającymi hybrydami albo brali udział w przeróżnych przejawach zbiorowej ekstazy. Też ciekawa postać, a zwłaszcza to, skąd mu się te obrazy pojawiały. Ale nie o nim dzisiaj. Dziś wracamy do Boscha przemysłowca.
Przechadza się on po swojej fabryce ze swoim asystentem, którego nazwisko zaginęło gdzieś w dziejowej zawierusze. Nagle w przejściu pomiędzy halami coś szczególnie zwróciło jego uwagę. Nachylił się i podniósł przedmiot z ziemi.
„Co to jest?” – zapytał swojego asystenta. „Spinacz do dokumentów” – odpowiedział asystent. Źródła milczą, czy nie dostrzegł podchwytliwości pytania, czy od razu wiedział, że obojętnie, co powie, nie będzie to odpowiedź prawidłowa. „Otóż nie – to są moje pieniądze” – odpowiedział pan Robert.
To jedno proste zdanie definiuje w doskonały sposób problem relacji pomiędzy właścicielem a pracownikiem w firmie prywatnej z bardzo różnymi tego problemu konsekwencjami. I chociaż opowieść o spinaczu bardziej pewnie wiąże się z marnotrawstwem czy odpowiedzialnością za majątek właścicielski, to wspomniane relacje w sposób bardzo znaczący dotyczą również budowy kultury uczenia się na błędach, która jest głównym tematem tego artykułu.
REKLAMA
Dlaczego prezes bywa samotny?
Przedsiębiorcy, właściciele, prezesi niejednokrotnie skarżą się, że w trudnym dziele kreatywnego tworzenia pomysłów rozwojowych, strategii i koncepcji są pozostawieni sami sobie – nie mają wsparcia od swoich pracowników. Z drugiej strony przynajmniej część z nich nie daje żadnego pola do samodzielności i podejmowania ryzyka przez managerów, którzy mieliby ich wspierać.
Często każda, nawet drobna decyzja musi zostać zaaprobowana, wytłumaczona, udowodniona. Po tym procesie następuje baczny monitoring, czy aby na pewno działa. Jeśli zadziała, można usłyszeć komunikat: „no, masz szczęście”. Jeśli nie zadziała, to często nieszczęsny innowator pociągany jest do odpowiedzialności – bywa, że finansowej. Bywa, że innej – wypominanie, ośmieszanie, również publiczne, podważanie autorytetu i umiejętności podejmowania decyzji. Po przejściu takiego cyklu raz czy dwa ch...