Uroczyste spotkanie. Wszyscy w koszulach, z powagą godną podpisywania traktatów pokojowych. Toast kawą z ekspresu za „stabilność finansową na kolejne 365 dni”.
Na ekranie miga ostateczna wersja Excela, gotowa do druku i transferu do ERP. To nasz Święty Graal, który ma przewidzieć przyszłość, ile komponentów kupimy, ilu spawaczy zatrudnimy, jaka będzie cena transportu i magazynowania w grudniu. Wszyscy czują się jak Prorocy. Niestety, ta wizja, choć piękna, była równie prawdziwa, co wieczne 100% OEE na hali produkcyjnej.
REKLAMA
Przebudzenie Proroka, czyli zderzenie z rzeczywistością
Zaledwie kilka tygodni po zatwierdzeniu budżetu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Mała pomyłka w kalkulacji kosztów transportu, niespodziewana podwyżka ceny energii. A potem to. Dzwoni telefon. To klient strategiczny z pilnym, supertajnym i absolutnie priorytetowym zamówieniem. Zamówienie jest wielkością całego rocznego planu, a czas realizacji? Najlepiej do końca 1Q kolejnego roku.
I wtedy zaczyna się festiwal absurdu.
- Ludzie
W budżecie brak środków na rekrutację, a trzeba znaleźć 15 dodatkowych pracowników. Dział HR próbuje zatrudnić ludzi na podstawie obietnicy świetlanej przyszłości, podczas gdy reszta firmy desperacko szuka chętnych osób do pracy w nadgodzinach.
- Surowce
Materiały, których nie ma w planie, trzeba kupić na cito. Dostawcy wiedzą, że pilne oznacza, że można podbić cenę o kilka procent. Budżet tego nie przewidział, a dział finansów grozi, że jak jeszcze raz przyjdziemy z wnioskiem o „przesunięcie środków”, to nas ukrzyżuje. Trzeba pamiętać, że nasi dostawcy również próbują sklecić budżet.
- Transport i magazynowanie
W budżecie jest uwzględniona firma transportowa Pana Zenka,...

.gif)